Fanclub Bionicle Wiki
Advertisement

Romn zaatakował kiścieniem, na którego końcu znajdował się fragment gruzu, ale Mortan zrobił krok w lewo i uniknął uderzenia. Gdy Toa Grawitacji tylko zobaczył swojego przeciwnika oznajmił, że poradzi sobie z nim bez mocy żywiołu. I potężnej maski. I miecza.

Gdy kolejny atak Toa Kamienia nie zadziałał, ten porządnie się wściekł. Używając swojej maski skoczył na przeciwnika z dzikim wrzaskiem, ale ten znowu się odsunął, prawym sierpowym zakłócił jego koncentrację, jednocześnie drugą ręką zrywając czapkę z głowy hipstera. Romn pożałował, że nie zabrał ze sobą Cyganga.

Toa upadł na ziemię, wypuszczając broń, jednakże zasypując przeciwnika wystrzeliwanymi z rąk kamyczkami.

Mortand zasłaniając oczy zaczął zbliżać się do leżącego, gdy nagle kiścień owinął się wokół jego nogi a nagłe pociągnięcie zwaliło go na plecy. Romn ponownie się na niego rzucił, zasypując szaleńczymi ciosami, jakich nie powstydziłby się Matoranin. Toa Grawitacji zgodnie ze swoją wewnętrzną obietnicą zasłonił głowę, czekając aż Toa Kamienia się zmęczy i wtedy przejść do kontrataku.

Nie docenił jednak wroga, który chwycił wiszący u jego pasa miecz i szybko wzniósł w górę, szaleńczo chichocząc. Mortand uniósł ręce, gotów zmiażdżyć go strumieniem grawitacji, gdy jego własne ostrze przebiło jego tętnicę szyjną. Kilka następnych wściekłych uderzeń zupełnie pokiereszowało głowę Toa Grawitacji.

Romn wstał i uniósł ręce w geście triumfu, mimo że nikt nie obserwował walki. Wtedy nagle martwy Mortand zniknął, a hipster usłyszał klaskanie. Odwrócił się i zobaczył przeciwnika, którego zabił. Tyle, że on żył.

- Iluzja! - krzyknął Toa Kamienia, czując na swojej głowie czapkę, a w ręce trzymając kiścień. Nim Mortand zdołał wyciągnąć miecz, Romn już do niego przyskoczył, prawą ręką uderzając bronią, a lewą poprawiając czapkę, która zsunęła mu się na oczy.

Spory kawał gruzu rozbił się na głowie Mortanda, ale na końcu łańcuchu po chwili pojawił się kolejny. Toa Grawitacji upadł, w ostatniej chwili parując mieczem kolejny cios. Zdołał zranić przeciwnika w nogę, ale ten pod wpływem szaleństwa nawet tego nie poczuł i wyrwał mu miecz. Odrzucił go, ale oręż po chwili wrócił do dłoni właściciela, wezwany mocą grawitacji. Akurat by uratować Mrocznego Łowcę przed kolejnym atakiem.

Toa Grawitacji falą grawitacji odrzucił przeciwnika i wstał, wyraźnie poirytowany. Tym razem to on zaszarżował, skupiając wokół siebie coraz więcej mocy i ukierunkowując ją do miecza. Jeszcze chwila i rozerwie przeciwnika na kawałki...

Przed Romnem wyrósł kamienny monolit, który w ułamku sekundy pękł, a jego kawałki poszybowały na Mortanda. Jednocześnie Toa Kamienia rzucił się do ucieczki, prawie gubiąc czapkę.

DH rozrzucił odłamki, i posłał w kierunku uciekającego strumień grawitacyjny, by po raz drugi zakończyć walkę.

Jednak Toa Kamienia potknął się o wystający korzeń i cudem uniknął śmierci. Mortand zatrzymał się, zdziwiony, a rozrzucone kamienie zawróciły. Tym razem nie zdążył ich powstrzymać. Jego głowa została zmiażdżona, a jego ciało upadło bezwładnie na trawę. Romn po raz kolejny wzniósł ręce w geście triumfu, gdy nagle ciało Mortanda znowu zniknęło.

Toa Kamienia szybko się odwrócił i zaatakował, wrzeszcząc:

- Iluzja w iluzji!

Przez kilka chwil wymieniali ciosy, wściekły Romn nawet nie czuł coraz to poważniejszych ran zadawanych mu przez Mrocznego Łowcę. Nagle wokół nóg Mortanda wyrosły kamienne ręce, złapały go za golenie, a po chwili rozległ się trzask łamanych kończyn.

- Z gruzu powstałeś i w gruz się obrócisz.

Toa upadł, nie mogąc znieść bólu. Romn wzniósł kiścień do ostatniego ciosu.

Wtedy nagle iluzja się rozwiała, a realny Mortand stojący za Toa Kamienia poderżnął mu gardło. Romn upadł, krwawiąc obficie z tętnicy szyjnej. Umarł kilka chwil później.

Advertisement